Moniqa
Moderator
Dołączył: 04 Lip 2005 |
Posty: 2678 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Poznań |
|
 |
Wysłany: Pią 22:16, 10 Kwi 2009 |
|
 |
|
 |
 |
ojej, nie nadążam moja droga Się rozpisałaś rzeczywiście - po kolei.
Wnioskuję, ze nie jeździsz zbyt długo? Po wiem tak - nie dołuj się moja droga. Każdy jeździec przechodzi taki etap (a nawet kilka), kiedy wydaje mu się, ze nie robi postępów. Prawda jest taka, ze trzeba wtedy po prostu wyjeździć swoje tzw. "dupogodziny". Są one potrzebne - do złapania równowagi, odruchów, wczucia się w ruch konia, ułożenia sobie wszystkiego w głowie. Po to, żeby nie trzeba było myśleć o wsyztskim ("ta łydka do tyłu, na do przdou", "teraz ręka lewa, prawe biodro" itp...), ale żeby wyrobić sobie pewne odruchy.
Wracając do poprzedniego posta. Zacznę od tego, że uważam, iż na pierwszych etapach nauki jeździec nie powinien mieć takich problemów z koniem. powinien mieć konia spokojnego, dobrze ujeżdżonego, z łatwością odpowiadającego na pomoce. Wtedy każdy nauczyłby się, jak wyglądają idealne sygnały, a potem, wsiadając na trudniejsze konie, uczył sie dostosowywać je do rówżnych przypadków. To byłby idealny obrazek. Rzeczywistość jest niestety inna, więc trzeba sobie radzić
Piszesz:
angi napisał: | drugim problemem jest zmuszenie go do klusa, ojj ciezko mu to idzie nogi mi juz siadaja strasznie musze sie nameczyc zeby go zmusic a bacika urzywac nie chce bo ostatnio po uzyciu bacika zaczal mi galopowac a ja jeszcze na etapie galopu nie jestem wiec sie ciut wystraszylam. poza tym jak juz zaklusuje to tak aby sie tylko nie zmeczyc flegmatyczniej juz sie nie da |
Szkółki niestety tworzą negatywny obraz używania bata/palcata. Składa się na to wiele czynników - zaczynając od koni (zepsutych iz nieczulonych po latach oklepywania przez początkujących) do instruktorów,który umiejetności wołają momentami o pomstę do nieba, i którzy doprowadzają do jeszcze większego "niszczenia" koni.
Powiem tak: palcat nie słuzy do bicia! Jest to bardzo użyteczna, i często niezbędna, pomoc jeździecka. Trzeba go jednak umieć używać. Jesgo stosowanie nie polega jednak na sprzedawaniu kolejnych przylań z całej siły.
Wyobraźmy sobie, jak powinien wyglądać idealny obrazek jeźdźca i konia. Jeździec siedzi na koniu rozluźniony, w idealnej równowadze (co sprawia że koń również jest rozluźniony i w idealnej równowadze). Z wierzchowcem porozumiewa sie przeniesieniem ciężaru ciała, lekkim przesunięciem łydki, zamknięciem ręki na wodzy... Jednak aby do takiego porozumienia doprowadzić, potrzeba współpracy, a by ją osiągnąć trzeba ustalić hierarchię. Tak jak w zakładach pracy szef nadzoruje swoich współpracowników (i dzięki temu działalność firmy tworzy jedną całość i wogóle funkcjonuje), tak w parze koń+jeździec trzeba również ustalić przywództwo. Dodatkową sprawą jest w tym przypadku natura konia i człowieka. Koń jest "zwierzęciem uciekającym" - roślinożercą, żyjącym w stadach pod rządami jednego z koni. Koń z natury potrzebuje przywództwa - kogoś, kto pokaże mu jak działać. Jeśli takiej osoby nie ma - to on przejmuje przywództwo. Zawsze jednak znajduje się w stadzie (w naszym przypadku złożonym z koni i ludzi, a na jeździe z mini-składu - koń+człowiek) i w stadzie tym należy ustalić hierarchię. Na jeździe przywódcą stada musi zostać człowiek - w przeciwnym razie koń będzie nami "pomiatał" (tak jak np. Atol na jeździe) Kiedy staniemy się "przywódcą stada", koń będzie z chęcią nas słuchał i współpracował, co pozwoli nam stworzyć zgraną parę.
Jednak by osiągnać pozycję przywódcy trzeba być konsekwentnym i mieć jakiś "argument". Koń jest silnym zwierzęciem i w "starciu" z nim nie mamy najmniejszych szans. Musimy go więc do siebie przekonać. Tu zcazyna się praca w obejściu, w stajni, na padoku itp. Ale co na jeździe? Z koniem szkółkowym nie mam możliwości stworzyć więzi poza jazdą, trzeba więc to nadrobić z siodła. I tu przydaje się "argument" - palcat, głos, ew. ostroga.
Działanie tych pomocy nie ma na celu wywołania bólu, tylko pozwala właśnie ustalic przywództwo. (koniecznie stosując "fazy nacisku"! - o tym za chwilę)
Na przykładzie: próbujesz zakłusować. Koń nie odpiwda, mówić ogólnie ma Cię kompletnie gdzieś. Przykładasz(!) palcat (do łopatki lub bat ujeżdżeniowy za łydką). Znów brak reakcji? Lekko pukasz palcatem. Brak reakcji? Klepiesz nieco mocniej. Dalej brak? Znów mocniej. I tak aż do skutku, aż do momentu gdy koń odpowie. W przypadku odpowiedzi momntalnie zaprzestajesz działania batem. Koń dostaje sygnał - "słucham, to mam spokój i jest mi dobrze; nie słucham - jest coraz gorzej") -> to są właśnie fazy nacisku
Przy kolejnym zakłusowaniu zaczynasz od nowa. Lekko przykładasz łydkę (tak, jakbyś chciała, by wyglądało idealne zakłusowanie) - na brak reakcji odpowiadasz stopniowym wzmacnianiem działania bata. Koń na pewno odpowie szybciej. Za kolejnym razem- jeszcze szybciej. Aż w końcu doprowadzisz do idealnej reakcji.
Dajemy koniowi sygnał, ze mimo wszystko my tu rządzimy, ale nie jesteśmy terrorystami. Najpierw go prosimy o reakcję (działanie łydki), potem zwracamy na siebie uwagę (dotknięcie batem mające mówić "halo! przypominam Ci że tu jestem i ze powinienieś odpowiedzieć na moją prśbę!") a dopiero potem sprawiamy pewiem dyskomfort. Mówiąc którko: "jesteśmy uperdliwi". koń nie ma spokoju, póki nie zareaguje. Najważniejsze, by nie przechodzić od razu do "lania" batem. koń myślisobie wtedy - "najpierw prawie nic nie robi [bo konie szkółkowe sa na prawdę mocno znieczulone na działanie pomocy i po prostu się "wyłączają" - to pozawala im prztrwać jazdy pod laikami ], a potem od razu zaczyna mnie bić? Już ja mu pokażę!". I zaczyna się wojna. Im bardziej jeździec bije - tym koń mniej odpowiada, mniej współpracuje. Twardszy, dłuzej jeżdżący jeździec w końcu może konia złamać (czyli zmusić go do spółpracy siłą, bólem), ale nigdy nie osiągnie z koniem harmonii i współpracy.
Tak więc nie bój się palcata, ale staraj się działać nim rozsądnie. Niestety konie szkółkowe są na tyle znieczulone, ze w ciągu jednej jazdy nie da sie osiągnąć sukcesu,pełnej reakcji. jednak zawsze warto próbować i choc trochę umilić sobie jazdę : Prawda jest taka, ze instruktor powinien pilnować, zeby wszyscy jeźdźcy pracowali z końmi w ten sposób. Jednak niestety jest to niemożliwe.
Jeśli pozwolisz, to na wątpliwosci z drugiego posta odpowiem jutro, ok?
Z innej beczki - moze znasz kogoś, kto ma swojego konia i mógłby Ci pomóc? Niekoniecznie w regularnych jazdach - chociaż w nauce siodłania, poprawie dosiadu... Ja bym Ci chętnie pomogła, jednak własnego konia brak, a trener nie pójdzie na taki układ Na razie służę więc teorią Pytaj jak będziesz miała wątpliwości!
pozdrawiam serdecznie
M
P.S. Życzę polskiemu jeździectwu więcej tak dociekliwych i myślących jeźdźców jak Ty 
|